Wyzwania

60 na 60

60-dniowe wyzwanie na okrągłe 60 urodziny – minimum 600 kilometrów biegu w kolejne 60 dni – dobiegło końca. To było wyzwanie, którego podjęcie i realizacja sprawiła ogromne zadowolenie i satysfakcję, a jednocześnie pozwoliło na odkrycie nowych, wspaniałych aspektów biegania i uroków otaczającego świata.

Aby zmaksymalizować szanse powodzenia wyzwania, biorąc pod uwagę wysokie letnie temperatury i obowiązki życia codziennego, jednym z najważniejszych elementów tego wyzwania było bieganie o poranku. Marzyłem o tym od zawsze, ale niestety znajdowałem wymówki, by pozostawać rano w łóżku. Jednak tym razem postanowiłem twardo wstawać wcześnie rano i nie żałuję!

Bieganie o poranku okazało się niesamowicie inspirujące i odświeżające. Kiedy większośc osób jeszcze spała, wychodziłem na ulice i ścieżki, by doświadczyć wczesnej pory dnia w pełni. Lasy i miasta latem o tej godzinie były ożywione niezwykłą energią. Mogłem podziwiać wspaniałe wschody słońca i słuchać śpiewu ptaków, które wydawały się dawać dodatkową motywację.

Biegając przez miasta, obserwowałem, jak ciche i spokojne są wczesne godziny ranne. Ulice, które w ciągu dnia są pełne ruchu i hałasu, były moje. Widziałem, jak miasta powoli budzą się do życia, a sklepy i kawiarnie zaczynały przygotowywać się na przyjęcie klientów. Zacząłem rozpoznawać te same twarze osób, które spieszyły się wcześnie do pracy lub innych obowiązków. To były momenty, które pozostaną w pamięci. Jak był dzień deszczowy i bieganie na zewnątrz było mniej przyjemne wtedy biegałem na bieżni elektrycznej, na której czas umilały mi poranne audycje najwspanialszego radia na świecie czyli rockserwis.fm.

Nie da się ukryć, że wyzwanie było trudne. Każdego dnia musiałem zebrać wystarczającą motywację, by wstać z łóżka i zacząć biegać. Ale im bardziej zbliżałem się do końca, tym większa była moja determinacja. Nie chciałem zawieść samego siebie.

Oczywiście, było kilka dni, gdy było ciężko. Czasami nie czułem się najlepiej, pojawiło się kilka, szczęśliwie drobnych kontuzji, a nogi bolały po wcześniejszych biegach. Ale zawsze powtarzałem sobie, że to tylko chwilowe uczucie, które minie.

Po zakończeniu ostatniego biegu, czułem ogromną radość i satysfakcję. Ukończyłem wyzwanie, które sobie postawiłem. Przebiegłem łącznie ponad 740 kilometrów, co razem zajęło blisko 3 pełne doby, przez kolejnych 60 dni prowadzących do dnia urodzin. To było niesamowite doświadczenie, które pokazało mi, że nadal, pomimo wieku, jestem w stanie zdobywać ambitne jak na okoliczności cele sportowe.

Podczas realizacji wyzwania biegowego największą miłą niespodzianką było spotkanie podczas wcześnie porannego biegania kolegi z liceum, który udzielał mi i mojemu synowi ślubu. Tomek również biegał przygotowując się kondycyjnie do swojego wyzwania w przyszłości. Tego typu spotkania są naprawdę niezapomniane. Spotkanie a właściwie trzy spotkania dodały jeszcze więcej energii i motywacji.

Podjęcie i ukończenie tego wyzwania na pewno wpłynęło na mnie. Bieganie o poranku stało się nawykiem, którego nie zamierzam porzucić. Podjęte wyzwanie przyniosło mi nie tylko satysfakcję ale też poprawioną kondycję, która była nieco nadszarpnięta latami covidowymi. Odkryłem piękno biegania o poranku i przypomniałem sobie z wcześniejszych lat jaka radość towarzyszy przy pokonywaniu własnych ograniczeń.