Po raz 13 w Warszawie (2019)
40 edycja po pierwszym starcie, 13 raz w ogóle i 10 kolejny start w biegu, który zawsze zostanie w pamięci jako ten pierwszy, debiutancki. Mając przypisany dożywotnio numer startowy, składający się z czterech jedynek, nie wyobrażam sobie aby nie brać udziału w takim biegowym wydarzeniu w Warszawie jakim jest Maraton Warszawski organizowanym bez przerwy od 1979 roku.


Zaczęło się bardzo dobrze. Pakiety startowe były do odbioru na torze wyścigów konnych na Służewcu. Po odebraniu pakietu okazało się że na torze jest do rozegrania jeszcze jedna gonitwa, w której można oczywiście obstawiać. Nie mając w tym zakresie żadnego doświadczenia, po krótkiej instrukcji od pracowników obsługi decyzja padła na obstawienie wygranej konia o uroczej nazwie Miss Kossakówna, kasztanowej czteroletniej, pełnej krwi angielskiej klaczy. Klacz była w tyle przez cały czas wyscigu na 1600 metrów, żeby na koniec wyprzedzić dosłownie o głowę drugiego konia. Wygrana w wysokości 100% przebitki postawionej stawki nastroiła miło do niedzielnego biegu.
W niedzielę pogoda dopisała dla biegaczy a trasa byla wyznaczona tak, że bieg się nie nudził. Czterokrotne przebiegnięcie mostami, bieg Alejami Ujazdowskimi i Krakowskim Przedmieściem w połowie dystansu oraz możliwość spotkania się z bliskimi kibicami na starcie, 5, 24 i 35 kilometrze bez konieczności ich przemieszczania się dodawała mobilizacji do trzymania dobrej miny na calej trasie. Najnudniejszy był finisz a właściwie odcinek prowadzący do linii mety. Była to blisko kilometrowa prosta po Wisłostradzie, która dłużyła się bardzo chyba każdemu finiszującemu.
