123/20

Przygotowanie na początku

W pierwszych latach biegania maratonów bardzo często pojawiało sie pytanie czy dam radę przebiec dystans maratonu. Czując podświadomie, że zejście z trasy z powodu „niemocy” by było dużym zawodem, do którego nikt nie chce doprowadzić. Szukając odpowiedzi na to pytanie gdzieś usłyszałem stwierdzenie, z którym po wieloletnich doświadczeniach biegowych się zgadzam. Mianowicie znakiem, że ktoś jest w stanie przebiec dystans maratonu jest możliwość pokonania ciągłym biegiem jednej godziny. Oczywiście to nie gwarantuje dobrego czasu i oczywiście nie gwarantuje, że dystans maratonu zostanie pokonany bez zatrzymania ale z dużym prawdopodobieństwem pozwoli ukończyć dystans w limicie ustanowionym przez organizatorów.

W pierwszych latach biegania korzystając z uroków bardzo ładnej osiemnastokilometrowej trasy przez park, biegałem po dwa lub trzy razy w tygodniu. Dało to wybieganie, które pozwalało kończyć w dobrej kondycji 2, 3 maratony rocznie. Początkowy okres swojego biegania porównuję do biegania postaci filmowej Forresta Garpa. Biegałem … tak po prostu, przed siebie. Nie mierzyłem dystansu, nie mierzyłem czasu i nie określałem celów swojego biegania. Jedyna myśl jaka mi wtedy przyświecała to biegać na tyle często i dużo, żeby w miarę w dobrej kondycji być w stanie ukończyć maraton uliczny jeden jesienią, jeden wiosną albo jeszcze jakiś.

Cele co do samego biegu ulicznego jakie sobie stawiałem w tamtych czasach to po pierwsze bieg ukończyć, po drugie nie zatrzymywać się a jeśli siły pozwolą ukończyć w czasie poniżej czterech godzin. Sposób przygotowań się sprawdzał i pierwsze maratony byłem w stanie przebiec non-stop ale niestety czasy były powyżej a czasami istotnie powyżej czterech godzin. Pierwszym biegiem kiedy byłem w stanie pokonać granicę czterech godzin był mój szósty w kolejności maraton w mieście Milwaukee gdzie uzyskałem czas 03:58:46. To był rok 2000. Hurra!