Przygotowanie w późniejszej fazie (1/4)
Rok 2008, dziesiąty rok od rozpoczęcia biegania był przełomowy. Zostałem na dwa, trzy tygodnie sam w domu w środku sierpnia kiedy to w rejonie Chicago potrafi być piekielnie gorąco z temperaturami sięgającymi ponad 30 stopni i wilgotnością powietrza bliską 100%. Ponieważ szykowałem się do jesiennego sezonu biegowego dlatego, będąc sam miałem więcej czasu na treningi. Dodatkowo sam decydowałem bardziej co i jak często jem a był to okres kiedy chciałem spróbować kilka dni przeżyć jedząc głównie owoce i warzywa.
Wszystkie te czynniki spowodowały, że z dnia na dzień zacząłem tracić wagę. Ale to nie wszystko, biegając zauważyłem istotną różnicę w tempie pokonywanych kilometrów. Nakręciła się spirala, więcej biegam, więcej tracę kilogramów, szybciej biegam. W krótkim okresie spadłem na wadze około 10 kilogramów a tempo jakie zacząłem w bieganiu uzyskiwać pozwoliło mi myśleć o uzyskaniu czasu kwalifikacyjnego na maraton do Bostonu. Tak też postanowiłem. Miesiąc później pobiegłem maraton, w którym osiągnąłem czas kwalifikacyjny na Boston. W końcu awansowałem do grupy „rasowych” maratończyków. Przyznam, że stało się to trochę przypadkiem ponieważ nigdy przez 10 lat biegania specjalnie nie zależało mi żeby biegać bardzo szybko. Chyba już założyłem, że walka z czterema godzinami w maratonie zostanie moją walką na zawsze do kiedy będę biegać.